Wakacje w ruchu: ciekawostki z prawa komunikacyjnego

Czy da się podróżować w czasie bez maszyny czasu?

Wystarczy zajrzeć do dawnych przepisów ruchu drogowego i lotniczego!

Zapraszamy na wakacyjny przegląd prawniczych perełek – tylko w Bibliotece Prawniczej!

 
 
 
 

Rejestr w chmurach – czyli prawo rzeczowe na wysokościach.

Letnie rozważania nad tekstem Profesora Kazimierza Przybyłowskiego

(Kilka uwag o znaczeniu rejestru statków powietrznych w zakresie praw rzeczowych, 1937, s. XXXIV,        BPR 15320)

 

Drodzy Czytelnicy Biblioteki Prawniczej UŚ!
Wakacje to czas wypoczynku, ale również lotów — nie tylko czarterowych, ale i myślowych.

Dlatego dziś proponujemy Wam prawniczy lot retro: prosto do 1937 roku, kiedy to Profesor Kazimierz Przybyłowski z Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie rozważał temat, który… nadal unosi się

w powietrzu.

Niebo wzywa… ale z rejestrem!

„Zdajemy sobie dziś wszyscy sprawę z obecnej stale wzrastającej doniosłości lotnictwa.”

Już w latach 30. lotnictwo nie było tylko rozrywką dla awanturników i śmiałków.

Stawało się częścią systemu transportowego, wojskowego,

gospodarczego — i, co najważniejsze dla nas: systemu prawnego.

Dlatego Profesor Przybyłowski pytał: jak prawo ma mierzyć to, co wzlatuje?

Jak nadać porządek rzeczom, które nie stoją na ziemi, tylko się wznoszą?

Rejestr to nie formalność – to fundament bezpieczeństwa prawnego

Nie chodzi tu o rejestr dla samego rejestrowania.

Chodzi o to, żeby – cytując Profesora – „mierzyć prawem” własność,

odpowiedzialność i inne stosunki majątkowe wobec statku powietrznego.
To jakby powiedzieć: „Nie wystarczy, że ten samolot lata – trzeba jeszcze wiedzieć,

kto za niego odpowiada, kto go używa, kto może go zająć…”.

Kodeks w chmurach – przyszłość, która (jeszcze) nie nadeszła?

„Dlatego też coraz większy nacisk kładzie się od pewnego czasu na należyty ich rejestr i kodyfikację.”

Autor słusznie przewidywał, że prawo lotnicze nie może być tylko dodatkiem do prawa cywilnego czy administracyjnego. Musi być systemowe. Bo kiedy w grę wchodzi latający majątek,

to i odpowiedzialność wzlatuje wysoko.

Wakacyjne wnioski:

  • Nie tylko pasażerowie muszą być zarejestrowani – samoloty też!
  • Rejestr to nie biurokracja, lecz narzędzie porządku majątkowego.
  • Profesor Przybyłowski myślał o prawie z perspektywy… lotu. I słusznie!

Zespół Biblioteki Prawniczej UŚ życzy udanych lotów – również intelektualnych

 

 

 

Źródło historycznego humoru i lotniczych refleksji

(Lotnictwo a prawo cywilne: zagadnienie odpowiedzialności względem pasażerów w teorji i praktyce, Andrzej Kaftal, Warszawa 1926, s. 61, BPR 14368)

 

Prawo startuje szybciej niż samolot!

Jeżeli natomiast wybieracie się w podróż drogą powietrzną, to przypominamy – nie tylko linie lotnicze ponoszą odpowiedzialność, ale i paragrafy szybują razem z Wami!

Już w 1926 roku Andrzej Kaftal, autor książki „Lotnictwo a prawo cywilne”, ostrzegał pasażerów                  i przewoźników: „Odpowiedzialność przewożącego powstanie dzięki niewykonaniu specjalnych zobowiązań […], np. nieuskutecznienie odlotu w dniu wskazanym, dostarczenie pasażera do innej miejscowości niż było umówione, spóźnienie…”

Brzmi znajomo? Tak, to typowy piątkowy wieczór na lotnisku w Modlinie.
Ale – jak pisze Kaftal – to wszystko mieści się w odpowiedzialności kontraktowej, bo przewoźnik zgodził się na to dobrowolnie. Umowa to umowa, nawet jeśli silnik nie odpalił.

Zatem:

Samolot poleciał, ale bez Ciebie?

Wylądowałeś w Zagrzebiu zamiast w Zadarze?

Czekasz trzecią godzinę, a stewardesa zniknęła?

Zgłoś się nie do wieży kontroli lotów, ale do paragrafu!

Nawet prawo cywilne zna pojęcie turbulencji – tylko na papierze są bardziej przewidywalne.

Biblioteka Prawnicza przypomina:
Niewykonanie przewozu „w czasokresie” i „w kierunku” to nie tylko przygoda

z bagażem zagubionym – to poważny temat prawny.

Jedź, ale z godnością!

Wakacyjne prawo drogowe z 1938 r. według A. Mairanca

(Kodeks automobilowy: ustawy, rozporządzenia, okólniki, orzecznictwo. Komentarz, opracował

A. Mairanc, Warszawa 1938, BPR 123902)

 

Lato w pełni. Gdyby to od nas zależało, każdy wakacyjny uczestnik ruchu drogowego obowiązkowo powinien dostać do ręki Kodeks automobilowy z 1938 roku.

Dlaczego? Bo to nie jest zwykły kodeks.

To motoryzacyjna Biblia międzywojnia – ze świętym obowiązkiem znajomości języka polskiego i ruchem ręki jako jedynym kierunkowskazem.

 

Masz 15 lat i marzysz o kierownicy? Zapomnij.

Na stronie 109 czytamy, że:

„Pozwolenie nie może być wydane osobom, które nie ukończyły 16 lat, posiadają wady organiczne lub psychiczne, oraz… nie znają języka polskiego w takim stopniu, aby mogły orientować się w warunkach ruchu drogowego.”

Czyli jeśli jesteś młody, szalony i jeszcze nie mówisz po polsku – zostaje ci hulajnoga. Ręczna. Bez świateł.

 

Szybkość? Tylko taka, żebyś nie dostał zadyszki od hamowania.

Pan Mairanc nie miał wątpliwości: „Szybkość powinna być taka, aby kierowca w każdej okoliczności panował nad pojazdem” (s. 135).

W wolnym tłumaczeniu: jeśli twoje auto jedzie szybciej niż twój rozsądek – zwolnij.

Zwierzę na drodze? Też musi trzymać się prawej.

„Korzystający z dróg… obowiązani są trzymać się prawej strony drogi…” (s. 146).

Dotyczy to nie tylko kierowców, ale również: woźniców, cyklistów, jeźdźców i poganiaczy zwierząt.
Czyli jeśli twoje wakacje oznaczają galop po szosie – trzymaj się prawej, koń też!

Wyprzedzasz? Wymijasz? Zatrzymujesz się? Oznajmij to – elegancko.

Na s. 147 mamy przepis złotego wieku kultury drogowej:

„Kierowca, chcąc zatrzymać pojazd lub skręcić nim, powinien zawczasu dać znak o swoim zamiarze ruchem ręki…”

Nie światłem, nie klaksonem, nie krzykiem do pasażera – ruchem ręki! Jak w walce szermierczej albo na pokazie baletu sygnalizacyjnego.

 

Podsumowanie dla urlopowiczów:

  • Zanim skręcisz – pomachaj.
  • Zanim ruszysz – sprawdź, czy nie masz „organicznych wad”.
  • Zanim przekroczysz prędkość – przeczytaj stronę 135.
  • I pamiętaj – język polski obowiązuje wszystkich uczestników ruchu

(nawet jeśli prowadzisz Fiata z importu).

Zespół Biblioteki Prawniczej UŚ życzy bezpiecznej jazdy, szerokiej drogi

i znaków ręcznych z gracją baletmistrza!

 

Dominium coeli, czyli jak nie zderzyć się z aniołem

w przestrzeni powietrznej

(O system prawa lotniczego, Tadeusz Halewski, Lwów 1937, s. 15, 41,

BPR 15167)

 

Czyj jest słup powietrza nad twoim ogrodem?

W średniowieczu odpowiedź była prosta: „dominus soli – dominus coeli”.

Czyli: masz działkę, masz też niebo aż po gwiazdy. I niech no ci tylko ktoś spróbuje

przelecieć balonem nad grządką z pietruszką!

Ale… potem pojawił się „przyrząd do latania”. I wszystko się pokomplikowało.

Jak zauważa Halewski:

„Życie nakazało nowe ujęcie… stanął świat wobec nowego zagadnienia prawnego, jako wyniku powstałej żeglugi powietrznej…” (s. 15)

Bo kiedy człowiek zaczął szybować wyżej niż bocian, stare prawo musiało złożyć skrzydła.

 

Powietrze to nie własność – to wspólna sprawa

Autor przypomina, że przestworza to „masa gazowa i ruchliwa”.

Co, w wolnym tłumaczeniu, oznacza: nie da się jej ogrodzić siatką.

A rzymski „dominus coeli” to mit stworzony przez późniejszych interpretatorów,

nie samego Cezara.

Wojna, a potem Traktat Wersalski i Konwencja Lotnicza z 1919 r. zrobiły z tym porządek: państwo posiada swoje niebo, ale nie ty prywatnie – nawet jeśli masz drona, gołębia pocztowego albo bardzo ambitny balon.

Zakończenie z wysokości przelotowej

Niebo nie należy do nikogo. I do wszystkich. To prawne odkrycie XX wieku, które pozwalało pilotom latać, a gołębiom spać spokojnie. Dzięki Halewskiemu wiemy jedno: latanie to nie tylko przywilej marzycieli, ale także przedmiot precyzyjnego prawa.

Więc jeśli w te wakacje wzlecisz myślami ponad chmury – pamiętaj: dominium coeli?

Tak, ale z międzylądowaniem w systemie prawnym.

 

Zespół Biblioteki Prawniczej UŚ życzy Wam miękkich lądowań – i zawsze w granicach obowiązującego prawa. Nawet w przestworzach.

 

 

Wakacje w rytmie prawa komunikacyjnego 1948

(Polskie prawo komunikacyjne (w zarysie): prawo drogowe, prawo kolejowe, prawo żeglugi morskiej, prawo żeglugi śródlądowej, prawo lotnicze, prawo pocztowo-telekomunikacyjne, Władysław Namysłowski, Toruń 1948, s. 22-23, BPR 9475)

 

Drodzy Czytelnicy Biblioteki Prawniczej UŚ!

W sierpniu drzwi naszej Biblioteki są zamknięte z powodu prac technicznych, ale prawo nie śpi — nawet to z 1948 roku. Dlatego, by nie popaść w urlopową nudę i nie zapomnieć

o zasadach ruchu drogowego sprzed epoki hulajnóg elektrycznych i GPS-ów, zapraszamy

na ekspresową lekcję survivalu komunikacyjnego w trybie retro.

 

Bądź gotów. ZAWSZE.

Jak donosi mistrz Namysłowski:

„Kierowcy i przewodnicy winni znajdować się zawsze w takim stanie, aby mogli panować nad pojazdem lub kierować swoim zaprzęgiem…”

Złota zasada! Nieważne, czy prowadzisz Teslę, czy furmankę – bądź trzeźwy, ogarnięty i gotów do działania. W razie spotkania z „innymi zaprzęgami lub zwierzętami” — dawaj znaki, trąb, świeć, pisz wiersze, byleby tylko uprzedzić o swoim zbliżaniu się.

Najlepiej z wyprzedzeniem, zanim koń przeciwnika wpadnie w panikę.

 

Pierwszeństwo na drodze? Sprawdź, czy przypadkiem nie jesteś… osłem.

Bo, uwaga:

„Pojazdy, zwierzęta pociągowe, juczne i wierzchowe mają na drogach publicznych pierwszeństwo…”

Tak, to nie żart. Gdybyś w 1948 roku zajechał drogę panu na koniu, mogłeś co najwyżej usłyszeć „Wypraszam sobie!” i odjechałby dumnie w siną dal, a ty – z nosem na kwintę. Dlatego przed planowanym wyjazdem na urlop upewnij się, że na Mazurach nie grasuje akurat lokalny oddział rekonstruktorów husarii.

 

Wymijanie – rzecz święta. I lewoskrętne.

„Przy wymijaniu mają się kierowcy pojazdów i przewodnicy zwierząt jucznych trzymać ściśle tej strony drogi, która jest przeznaczona dla przepisowego kierunku ruchu…”

Prosto mówiąc: nie kombinuj. Lewa – lewa, prawa – prawa. W razie konieczności wyprzedzania — obracaj stronę przeciwną, ale z największą uwagą i ostrożnością.

Bo pamiętaj: przepisy są ważne, ale życie twojego konia – jeszcze ważniejsze.

 

Tramwaj ma swoje prawa. Górskie drogi – też.

„Możliwe jest ustalenie innego kierunku wyprzedzania i wymijania, gdy chodzi o tramwaje

i niektóre drogi górskie.”

Czyli w skrócie: jeśli jedziesz na wakacje w Bieszczady furmanką, tramwajem lub na grzbiecie muła – bądź czujny. Lokalne przepisy mogą cię zaskoczyć bardziej niż górska serpentyna.

W świecie, w którym prawo komunikacyjne obejmowało zwierzęta juczne, każdy był odpowiedzialny nie tylko za swoje czyny, ale i za kopyta swego wierzchowca.

Czy nie warto, nawet dziś, zatrzymać się na chwilę i z rozwagą spojrzeć na przepisy ruchu drogowego

z nieco większą dozą czułości… i humoru?

Do zobaczenia we wrześniu!
Wasza Biblioteka Prawnicza UŚ